Kto dziś pamięta te dawne lata,
w bzach i jaśminach schowana
chata.
Na dachu złote słomy poszycie,
pod oknem malwy w pełnym
rozkwicie...
Skrzypiący żuraw, stągwie drewniane,
sztachety w płocie nie malowane,
garnki gliniane, pościele lniane,
echo kijanek wcześnie nad ranem.
I polne kwiaty, zioła, jagody,
sad antonówek pięknej urody.
Poziomki w lecie, dorodne grzyby,
teraz też mamy, ale na niby...
A wieczorami koncerty żabie,
zielona rzęsa na dzikim stawie.
Wąsate raki na szczypcach grały,
smaku fenolu nie wyczuwały.
Na łąkach konie i mleczne krowy,
dzwoniły pęta oraz podkowy.
Słodka to była dla nich niewola,
nie znały strachu-plagi e-bola.
W sadzawce, stawie, zwyczajnym rowie,
gdzie smukłe trzciny, dzikie sitowie,
mleko chłodzili w blaszanych kaniach,
na wierzchu pyszna, żółta śmietana...
Na liściach chrzanu bochenki chleba,
krzyżem znaczone prośbą do nieba.
Siwa kapusta z grochem i kaszą,
kraszona była sadłem, kiełbasą.
W oberżach lało się stare wina.
Nie oszczędzano nawet węgrzyna.
Cne śliwowice i pitne miody
oraz dziewice pięknej urody...
Wciąż na Kopciuszka był popyt
wielki,
które traciły z nóg pantofelki.
Dzisiaj pod lasem stoi ich wiele,
i
gubią duszę, nie pantofelek...
Jeżeli chcesz wiedzieć, co mgła
osłania,
starodruk sięga aż do zarania.
Wtedy ludziska świat szanowali,
kromka upadła - wnet całowali.
Teraz pełne śmietniki chleba
kwitnące pleśnią, skargą do nieba.
A ludzie szemrzą, że ciągle im mało -
może przypomnieć, by się przydało...
Pozdrawiam Jag.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz